Zamienił stryjek… 1520 na 950XL DS

Oto i „nadejszła wiekopomna chwiła”…
Dosyć długo zastanawiałem się nad tą zamianą. Moja Lumia 1520 co prawda sprawowała się właściwie bez zarzutu jednak powolutku zaczęła dobiegać momentu, w którym jej status będzie można określić jako „dinozaur” (poza tym nadchodziła „gwiazdka” i takie tam – pominę). Ponadto była ona jedynym ostańcem z Lumii drugiej generacji, który oficjalnie otrzymywał aktualizację do Red Stone 2. Znając Microsoft można się było spodziewać, że taki stan nie będzie trwał wiecznie. Co gorsza oficjalne aktualizacje mogą się zakończyć z dnia na dzień powiększając grono urządzeń bez wsparcia o model 1520. To wszystko trzeba było wziąć pod uwagę.
W „dużych ekranach”, nie mniejszych niż 5″ (bo tylko takie wchodzą u mnie w rachubę) specjalnego wyboru nie miałem… 535, 640XL, 650, 930, 950, 950XL… coś jeszcze? Aha… muszę dodać, że interesowały mnie tylko nowe i nieużywane egzemplarze.

Pominę tutaj cały proces decyzyjny i przejdę od razu do konkluzji.
W toku myślowym doszedłem do wniosku, że w moim przypadku każde urządzenie będzie mniejszym lub większym krokiem w tył a w większości przypadków to nie tylko krokiem, ale i całym spacerem. No, może tylko 950-ki są w stanie w pełni sprostać mojej 1520. Co prawda mają one mniejsze ekrany (teraz już nie ma windowsfonów z ekranem 6″), ale mocno nadrabiają innymi parametrami.
Tym samym na placu boju pozostały obie 950-ki jak dwa samotne białe żagle – reszta poległa głównie przez specyfikacyjną bidę-z-nędzą. Niemniej po dalszej chwili zastanowienia z tych dwóch pozostał tylko jeden żagielek: Microsoft Lumia 950XL, który po kolejnej chwili (głównie analiza cenowa) rozrósł się o dopisek DS (DualSIM).

Póki co wszystko rozpatrywałem czysto funkcjonalnie, jednak natywną obsługę Continuum oraz stację dokującą HD-500 oferowaną w komplecie z modelem 950XL DS uznałem za, bądź co bądź, miłe dodatki. 🙂

Urządzenie nabyłem, że tak powiem, w Microsofcie – przez stronę Microsoftu konkretnie – a po kilku dniach (3 dni robocze) już rozpakowywałem paczkę. 🙂

Czy zamiana była opłacalna i satysfakcjonująca mnie jako użytkownika (poniekąd trochę i gadżeciaża). No popatrzmy…
Zanim moja 1520 poległa definitywnie i nieodwracalnie ulegając naciskowi jednego z biegunów fotela bujanego, zdążyłem sobie zrobić sporo porównań.
Nie będę tutaj jakoś specjalnie wnikał w różnice sprzętowe – choć i o nich wspomnę. Nie będę przesadnie szafował cyferkami – choć i o nich wspomnę. A na wykresy i benczmarki to już na pewno nie ma co liczyć.
Bardziej skupiłem się na różnicach funkcjonalnych, estetycznych i wideo-fonicznych.

– „Wymacanie”, czyli organoleptyka stosowana…

Pierwsze co stwierdziłem po wyjęciu XL-ki z pudełka, to mocno wyczuwalna różnica w wadze – 1520 jest jednak zdecydowanie cięższa. Niby to tylko 40-kilka gramów, ale różnicę czuć wyraźnie.
Dodatkowo, czym byłem nieco zaskoczony, XL-ka – tak optycznie jak i dotykowo – sprawia wrażenie urządzenia delikatnego: jest lekka, cienka, płaska i taka-jakaś… „plastikowa”.
Co by nie mówić, ale 1520 w porównaniu z XL-ką sprawia wrażenie urządzenia wręcz pancernego – inne, grubsze(?) tworzywo, inne profile, nieco obły i wystający nad płaszczyznę urządzenia ekran… Taka emanująca solidność – w dotyku i optycznie.
Wspomnieć również należy, że XL-ka jest gabarytowo mniejsza i cieńsza od 1520 – i to sporo mniejsza. Jednak ten „około-centymetr” różnicy w wymiarach (wysokość i szerokość) jest tak samo widoczny jak i odczuwalny – dużo łatwiej jest upakować XL-kę w kieszeni. Kilka milimetrów różnicy w grubości urządzeń też da się odczuć.

Wspomnę tutaj o jeszcze jednej sprawie.
Chodzi mi o zdejmowaną tylną klapkę urządzenia. Tak wiem, wymienna bateria to też zaleta sama w sobie, jednak mi chodzi o tradycyjny (tak to nazwę) sposób aplikowania kart SIM i SD.
W tym miejscu przypomnę, że 1520 posiadała nierozbieralną obudowę (unibody) a aplikowanie kart realizowane było poprzez swojego rodzaju szufladki na boku urządzenia. Pomysł ciekawy, jednak moim zdaniem niezbyt wygodny. Do otwarcia takowej szufladki wymagany był specjalny „dynks” załączony oczywiście do kompletu. Użyć można było również szpilki albo rozgiętego spinacza biurowego, ale nie zawsze to się sprawdzało. No i można było uszkodzić mechanizm odblokowywania szufladki jeśli ktoś niezbyt umiejętnie się do tego zabierał. Wiem, że kart SD a szczególnie SIM nie wymienia się „codziennie, trzy razy dziennie”, jednak sytuacje potrafią być różne…

Kolejna rzecz… a nie… może to zostawię na później – w kwestii wad będzie.

– „Wizjonerstwo”, czyli jak się widzimy (ekran i takie tam)…

Co idzie za mniejszymi wymiarami samego urządzenia to również i mniejszy ekran XL-ki.
Nie jest to już niestety moje ulubione 6 cali tak jak w 1520 a „tylko” 5,7 cala. Całość pogarsza jeszcze fakt, że XL-ka nie posiada klawiszy nawigacyjnych pod ekranem (tak jak w 1520) – pasek nawigacyjny wyświetlany jest na ekranie co z kolei zmniejsza realną roboczą powierzchnię ekranu do 5,5 cala a to już robi dla mnie różnicę. Nie powiem żebym był tym zachwycony – pasek nawigacyjny obecnie ucina mi jakieś 70-80% wysokości najniższych kafli (średnich). Cóż… będę musiał z tym żyć choć układ kafli na ekranie 1520 stworzyłem sobie mega optymalny.

Jednak sam ekran w XL-ce, w porównaniu z 1520, najzwyczajniej daje czadu. AMOLED, sporo większa rozdzielczość przy dużo większej gęstość pikseli… Tutaj jednak różnicę widać wyraźnie. Obraz jest jasny, ostry, wyraźny i fajnie-kolorowy. Niestety, ale IPS TFT 1520-ki nie dawał takiego efektu – w porównaniu z XL-ką kolory były wyraźnie bledsze, jakieś takie bardziej szare… Jednak – wbrew niektórym opiniom – żadnej pikselozy na ekranie nie było.
Tak wiem, malkontencę. Tak wiem, nie miałem zastrzeżeń swojego czasu… Jednak wtedy nie miałem innego porównania. No, może tylko z samsungowym AMOLED-em ATIV-a S.

– „Bebechalia”, czyli paczam kotku co masz w środku (mimo, że mnie to średnio interesuje)…

Na początku zaznaczę tylko (żeby nie było), że w czasie tych, oraz wszelkich innych, „testów” oba urządzenia pracowały na tym samym buildzie Windowsa 14965.1001 (RS2, FastRing).

Kolejna przewaga XL-ki nad 1520 to także specyfikacja techniczna.
– 3GB RAM (czyli o 1 więcej niż w 1520),
– nowszy, choć nieco niżej taktowany CPU,
– nowsze i szybsze(?) GPU…
Te różnice zdecydowanie wpływają na komfort użytkowania XL-ki. Wszystko działa płynnie/płynniej, bez zacięć, „kółeczko oczekiwania” pokazuje się zdecydowanie rzadziej niż w 1520 i na zdecydowanie krótszy czas. Wszystkie operacje wykonuje się niejako sprawniej oraz można ich wykonać jednocześnie zdecydowanie więcej.
Jednoczesne pobieranie aktualizacji, pobieranie apek ze Sklepu i przeglądanie stron w Edge to dla XL-ki żadne wyzwanie. Niestety, ale 1520 potrafiła się przy takim zestawie operacji nieco przymulić a powrót do ekranu Start potrafił potrwać kilka chwil – co poniekąd jestem w stanie zrozumieć.

Odnoszę również wrażenie, że ta wrodzona XL-ce wypaśność specyfikacji sprzętowej wpływa także i na inne sprawy. Nie wiem (i raczej się tym interesował nie będę) czy w XL-ce zastosowano jakieś inne, nowsze bądź szybsze komponenty łączności bezprzewodowej. Jednak nie da się nie zauważyć, że np. takie pobieranie aktualizacji apek ze sklepu przez LTE trwa na XL-ce zdecydowanie krócej niż miało to miejsce w przypadku 1520… co najmniej o 1/3 o ile nie o połowę krócej. Podobnie jest z aktualizacjami systemu, mapami – czy to systemowymi czy też tymi z MapFactor którego używam. Generalnie dane lecą na fona, że aż miło popatrzeć. WiFi również, w moim odczuciu, dostało mocnego kopa.

– „Energetyka”, czyli jak to z baterią może bywać…

Musiałem, dla pełni obrazu, umieścić i ten punkt. Choć przyznam, że niechętnie to robię bo bateria i jej wydajność to zawsze była sprawa nader „śliska” i bardzo subiektywna… Szczególnie jeśli chodzi o urządzenia różnych klas, różnej specyfikacji i różnym wieku – tak jak w tym przypadku. Całe szczęście, że obu urządzeń używam w praktycznie ten sam sposób – przynajmniej tutaj nie będzie konieczności doprecyzowywania „trybu użytkowania”.
No, ale tak z grubsza się odniosę.

Oba urządzenia posiadają baterie podobnej „pojemności” – XL-ka 3340 mAh, 1520 – 3400 mAh… Biorąc pod uwagę różnice w elementach prądożernych (głównie ekran) uznałem, że można to przeliczyć w stosunku 1 do 1… To jest moje zdanie i nie ma obowiązku się z tym zgadzać. 🙂
Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że 1520 to urządzenie ponad 2-letnie, często romowane „przez kabel”… tym samym i bateria też nie jest pierwszej świeżości. Więc jak to porównywać? Troszku pamiętam jak to za młodu 1520-tki było… może coś z tego wyjdzie.

Tak więc…

Czas ładowania baterii…
Tutaj sprawa jest w miarę prosta. Przyznać trzeba, że XL-ka ładuje się poniekąd błyskawicznie – duuużo szybciej niż 1520 za swoich najlepszych czasów.
Zapewne dużą rolę(?) odgrywa tutaj też nowy format złącza USB (USB-C)…

Czas pracy baterii…
Hmmm… z tym to może być pewien problem (patrz uwagi wstępne do tego punktu), ale mimo wszystko spróbujmy to usystematyzować.
Z tego co pamiętam, to 1520 w czasach swojej świetności (WP 8.1) potrafiła przetrwać w trybie czuwania (aktywna acz nieużywana) ok. 1,5 do 2 dób… Generalnie różnie to bywało bo aktualne „na-ten-czas” portfolio używanych przeze mnie aplikacji potrafiło skutecznie wpłynąć na czas trybu czuwania. Aktualizacja systemu do W10M (finalnie, pomijając buildy różne) wartości te zmieniła nieznacznie – spokojnie można tutaj przyjąć 1,5 doby czuwania.
Natomiast czynne używanie 1520-tki to już inna bajka. 10-12 godzin to maksimum tego co mogła z siebie dać bateria. Ergo… co wieczór fon szedł pod ładowarkę.

Szczerze powiem, że z XL-ką też nie jest zbyt miodnie, chociaż da się tutaj zauważyć pewien progres.
Ów postęp udało mi się „przemierzyć” nawigacją za pomocą systemowych map (tylko tej teraz używam – super jest), która przez 2,5… 3 godziny nawigacji potrafiły zeżreć prawie do cna baterię 1520-tki natomiast dla XL-ki były wysiłkiem na poziomie może 30- może 35 procent baterii. Tyle co się z tego dowiedziałem to to, że póki co nie muszę inwestować w samochodową ładowarkę do XL-ki (jak na moje nawigowanie). 🙂
Warto tutaj wspomnieć, że nawigacja blokuje wygaszanie ekranu (jakby ktoś nie pamiętał) 🙂
Podobnie sprawa ma się z tak zwaną łącznością bezprzewodową… LTE, WiFi, BT. Niestety, ale 1520 – jak na moje oko – żarła dużo więcej prądu podczas używania owych. Tak się przypatrzyłem aktualizowaniu apek ze sklepu po ostatnim resecie fona… Prawie połowa baterii na sam sklep poszła… dla XL-ki pobranie i instalacja kilkunastu aktualizacji była żadnym wyzwaniem bateryjnym.

W tym miejscu należy wspomnieć również o normalnym używaniu smartfona… rozmowy, sms-y, internet… no wiadomo o co c’mon.
Tutaj oba urządzenia idą w tzw. „łeb w łeb” – nawet biorąc pod uwagę fakt, że bateria w 1520 była nieco „zajeżdżona”. Może nie dokładnie 1 do 1, ale spokojnie można porównywać – przy tym samym portfolio apek bo u mnie to się raczej nie zmienia z dnia na dzień.

Jednak! Ale!
Wyłączmy z dywagacji aplikacje Facebook’a i Messenger’a.
Obie owe apki, w obu moich urządzeniach, ssą/ssały prąd z baterii jak, nie przymierzając, Sasha Grey we filmach „dla dorosłych”… i wiadomo co. 😉
Bateria niknie „w oczach” a fon jest gorący, że kaloryfery można zakręcać – tutaj żadnej różnicy pomiędzy 1520 a XL-ką nie ma.

– „Pstrykaczu”, czyli fotografem jednak nie zostanę…

Mimo, że fanem mobilnej fotografiki nie jestem jednak tego punktu pominąć nie mogłem.

Heh… nie jeden raz ci-i-owi chcieli mi grdykę przegryźć za moje spostrzeżenia odnośnie aparatu w 1520… A ja i tak nadal twierdzę, że ten smartfon najzwyczajniej nie umiał robić zdjęć. O zdjęciach nocnych czy przy słabym oświetleniu nawet nie wspominam bo to była najzwyczajniejsza tragedia. Mimo swoich 20 mpx w aparacie… to była tragedia. Zdjęcia przy normalno-standardowym oświetleniu to jeszcze-jeszcze i jako-tako, ale poniżej tej „normy” oświetleniowej… Nawet Ativ-S ze swoimi 8-megapikselami lepiej radził sobie z półmrokiem. Ale OK – już nie dyskutuję.

Jednak XL-ka – nawet na tle 1520-tki – też nie jest jakaś wybitna.
Zdjęcia „dzienne” a i owszem, są wyraźnie lepsze, jednak nadal pozostaje kwestia „ciemności” – tutaj wiele się nie zmieniło. Fakt, pewien postęp jest, ale nie tego się spodziewałem po tak chwalonym (ewer-wszędzie) aparacie.
Przepraszam, ale takie mam zdanie.
Generalnie aparat w XL… jak to mawiają – daje radę. Ja i tak nie grasuję nocami jako paparazzi więc – podobnie jak przy 1520 – przeboleję ową przypadłość aparatu.
A z racji swojej niezmierzonej tolerancji za wadę tego nie uznam. 🙂

– Nie wszystko co nowe jest genialne…

Przejdźmy teraz do wad – zaznaczam, to są odczucia subiektywne (podobnie jak i zalety). Jednak dużo tego raczej nie będzie.

Pierwszą kwestią (konstrukcyjną), która dosyć mocno daje mi się we znaki to układ klawiszy sprzętowych na prawym boku urządzenia. Mam świadomość, że lokalizacja tych elementów nigdy nie będzie w 100% optymalna, ale ta konkretna chyba panom projektantom cóś raczej nie wyszła.
Sednem sprawy jest zbyt mała (jak dla mnie) odległość pomiędzy przyciskami. Same przyciski umieszczone są w kolejności (od góry): VOL+, Power, VOL-… tyle, że ich odległość od siebie jest jak dla mnie zbyt mała. Bardzo często zdarza się tak, że chcąc kciukiem wduśnąć Power to w pierwszej kolejności trafiam na VOL-. Próby manipulacji przyciskami „na ślepo” wymagają najpierw wymacania konkretnych przycisków. To już w 1520 lepiej to było rozwiązane mimo, że do ergonomii temu rozwiązaniu też dużo brakowało. Jednak odseparowanie od siebie przycisków VOL i Power pozwalało na dużo swobodniejsze manipulacje.

Druga sprawa to – paradoksalnie – nowy format gniazda USB.
W XL-ce zastosowano gniazdo USB-C czasami nazywane USB 3.1. Paradoks tego rozwiązania polega na tym, że nie jest ono jeszcze tak popularne jak jego poprzednik microUSB. Na dobrą sprawę trudno tutaj mówić o popularności – rzadkość to jeszcze jest.
W związku z powyższym, nakarmienie fona nie jest już taką oczywistą sprawą. Bo, o ile ładowarek microUSB można znaleźć na tony i to praktycznie wszędzie, o tyle z ładowarkami USB-C może być niejaki problem „w towarzystwie”.
No cóż… pożyjemy-zobaczymy. Póki co trzeba nosić ze sobą swoje własne „karmidełko” dla fona.

Jest jeszcze i trzecia sprawa, którą można zaliczyć do wad. Wspomniałem ją na początku, ale nie chciałem by się z zaletami pomieszała. W sumie kwestia drobna bo drobna, ale wspomnieć trzeba.
Trzeszcząca klapka tylna w okolicach gniazda USB – czyli na dole.
Jak już zdążyłem doczytać, owo trzeszczenie było mocno krytykowaną przypadłością XL-ki od zawsze. Dlatego też, Microsoft wydał drugą edycję tego modelu w którym tylna klapka już nie trzeszczała. Wada została naprawiona przez naniesienie (smarknięcie) na tylną obudowę smartfona (pod klapką) dwóch miniaturowych, silikonowych kropli. Szczegółów rozwiązania nie będę obrazował – ważny jest fakt.
Z powyższego wynika, że ja załapałem się jeszcze na pierwszą wersję XL-ki. Niemniej wiem już o co tutaj c’mon i jestem w stanie sam sobie tę wadę skorygować.

I to, właściwie byłoby na tyle jeśli chodzi o porównania moich zabawek.

– Rekapitulując (tak, trudne słowo)…

Moim zdaniem zamiana była opłacalna.
Była opłacalna chociażby z tego powodu, że za 1520 – swojego czasu – zapłaciłem sporo ponad 1.700 zet (zestaw standardowy) a za 950 XL DS – 1.990 zet. Do XL-ki należy oczywiście doliczyć gadżet w postaci stacji dokującej no i fakt, że nabywałem bezpośrednio w sklepie Microsoftu (ponoć dało się taniej tu-i-ówdzie). No i różnica wieku (2 lata) też tutaj trochę ważna jest.

Niemniej fakt lepszej konfiguracji sprzętowej i kwestia, że tak to nazwę: „przyszłości” XL-ki (przypominam, że 1520 to „tylko” 2. generacja Lumii) były dla mnie ważne.
Dodatkową „marchewką” była stacja dokująca HD-500 oraz natywne Continuum – nie przeczę, podoba mi się to. 🙂

XL-ka ma swoje wady, ukrywać tego nie wolno. Ale w porównaniu z 1520 wypada… ogólnie(?) nieco lepiej. Jednak szczerze mówiąc, to gdyby nie to natywne Continuum i stacja dokująca… nie wiem jakby się ten wybór skończył.
Faktem jest, że Lumia 1520 to model ponadczasowy w swojej klasie i jednocześnie klasa sama dla siebie. Czyż nie?
Czas jednak biegnie tak samo szybko jak i decyzje korporacyjne… Dlatego uznałem, że czas na zmianę.

Sprzętowo – nie żałuję.
Sentymentalnie…

Jedna uwaga

Dodaj komentarz