Lenovo ideacentre Stick – historia zagmatwana.


Na samym początku planowałem zrobić niewielki opis, coś w rodzaju mini-recenzji połączonej z unboxingiem, tego poniekąd ciekawego urządzenia. Jednak życie potrafi zweryfikować każde – bez wyjątku – plany… No, ale na żale przyjdzie jeszcze czas.

Tak czy owak, trzeba jednak zacząć od samego początku bo w towarzystwie najważniejsza jest prezentacja i prezencja (albo odwrotnie).

Do czynienia będziemy tutaj mieli z urządzeniem typu TV Stick lub „Dongiel” (TV Dongle) – tak przyjęło się popularnie nazywać takie urządzenia. Drugą, równie popularną, nazwą jest mini-PC… choć w tym przypadku może być to nazewnictwo odrobinę mylne bo tym określeniem nazywa się również małe komputery PC osadzone na platformie mini-ITX a to troszku inna bajka.

Enyłej…

No to… WSTĘP

Zapewne tego typu urządzenia są znane, choć z moich obserwacji wynika, że ich popularność (przynajmniej w naszej krainie) nie jest jakoś przesadna… Dla mnie osobiście ów „wynalazek” to żadne czary – od kilku lat jestem szczęśliwym(?) posiadaczem takiego właśnie Stick’a sterowanego przez system Android (iMito MX1) – nawet jakieś ROMy swojego czasu na to-cóś strugałem… 😉

OK. Cóż to za zwierz ten „TV Stick”. Ano jest to urządzonko wymiarów raczej niewielkich zawierające w sobie coś na kształt mini-komputera. Ma to-to swój procesor, kartę graficzną (najczęściej oba te komponenty są w formie SOC), pamięć RAM, nośnik pamięci masowej, Bluetooth, WiFi… może jeszcze jakieś gadżety zależnie od modelu i producenta. Wszystko to działa pod kontrolą jakiegoś systemu operacyjnego: Android, Linux – czy jak w tym przypadku – Windows.
Jak to działa… W odróżnieniu od innych mini-PC – tych mini-ITX – zamiast „kostki” czy pudełka ze standardowymi PCtowymi złączami, mamy tutaj do dyspozycji „ogromnego” pendrajwa (ogromnego oczywiście „w porównaniu”), który zamiast męskiego złącza USB posiada wyjście HDMI. By ten cały nabój zadziałał należy go wtyknąć w jakiś odbiornik posiadający wejście HDMI – telewizor, monitor… Dopiero wtedy to działa tak jak powinno. Wszystko sprowadza się do posiadania własnego – „jakiegoś-tam” – i w pełni funkcjonalnego systemu operacyjnego, który można uruchomić zawsze-i-wszędzie byle tylko do dyspozycji był „odbiornik” z wejściem HDMI.
To tak pokrótce co do zasady działania.

Pierwszymi urządzeniami tego typu były dongle z Androidem – mnóstwo tego było swojego czasu. Jakiś czas temu pojawiły się również urządzenia z Windowsem.
Androidziaki pomińmy… skupmy się na Windowsie.
Nie będę tutaj snuł historii owych urządzeń – to nie ma sensu. Wspomnę tylko, że jakiś czas temu premierę miały dwa takie urządzenia. Pierwszym z nich jest maszynka Intela (Intel® Compute Stick STCK1A32WFC) oraz jego brat-bliźniak od Lenovo (ideacentre Stick 300-01IBY). Oczywiście są i inne, np. od Modecoma (Modecom FreePC), ale nimi głowy sobie zawracać nie sugeruję – stosunek cena/jakość są tutaj chore (że o parametrach już nie wspomnę). Miałem kilka urządzeń Modecoma i nie mogę powiedzieć bym był nimi zafascynowany.

Nad przeznaczeniem takich urządzeń nie ma sensu się rozwodzić. Nabywając cokolwiek trzeba mieć jakiś cel i zastosowanie dla urządzenia. Ja nie mam zamiaru ani zmuszać do kupowania ani przekonywać o jego zasadności. 🙂

W niniejszym tekście skupię się tylko na urządzeniu Lenovo (ideacentre Stick 300-01IBY).

Owo urządzenie nabyłem w sklepie Sferis.pl, który akurat wprowadził, nadal trwającą (2016.03.20) promocję na to urządzenie. W sumie zapłacić 299 zet za urządzenie wycenione pierwotnie na 599 zet… 🙂

Jednak w tym miejscu ostrzeżenie!

Owa promocja nie jest w żadnym wypadku spowodowana chęcią ulżenia biednemu nabywcy. Bynajmniej. Sprawa jest dużo prostsza – a mianowicie GWARANCJA na urządzenia, która wygasa w tym roku. Nie mam pojęcia na jakich zasadach ona gwarancja jest udzielana, ale po zarejestrowaniu mojego Stick’a na stronie Lenovo dowiedziałem się, że ostatnim dniem gwarancji jest 2016.08.28 a sama ona biegnie od 2015.06.30.
Ciekawe, prawda? Tym bardziej, że nie ma o tym ani słowa na stronie „promocjodawcy” a komentarze z tą informacją nie przechodzą przez moderację Sferisa. 😉
Mnie to w sumie nie przeszkadza, jednak wspomnieć o tym „myku” trzeba.

Ale do rzeczy.

LENOVO Ideacentre Stick 300-01IBY

1. Specyfikacja (tak dla porządku):

  • System operacyjny: Windows 8.1 with Bing
  • CPU: Intel® Atom™ Z3735F (2M Cache, 1.33 / 1.83 GHz) – 4 rdzenie
  • RAM: 2 GB (1333 MHz)
  • Pamięć masowa: eMMC 32 GB
  • GPU: Intel® HD Graphics (pamięć współdzielona)
  • Wyjścia/wejścia obrazu: HDMI (chyba nawet 4.1)
  • Komunikacja: Bluetooth (4.0), WiFi 802.11 b/g/n
  • Interfejsy: 1 x microUSB (tylko zasilanie), 1 x USB 2.0 (tylko dane)
  • Karty pamięci: MicroSD, MicroSDHC, MicroSDXC
  • Waga: 65 g (leciutki jest)
  • Wymiary: 100 x 38 x 15 mm
  • Uwagi: Możliwa aktualizacja do Windows 10 – Informujemy że proces ten może zająć więcej czasu niż w przypadku innych komputerów (nader słuszna uwaga bo zajmuje… i to duuuużo więcej czasu).
  • Gwarancja: 24 miesiące (!)
    Być może pełnoprawną gwarancję bierze na siebie Sferis… nie wiem i obym nie miał okazji przekonywać się o tym.

2. Wygląd i wyposażenie

Urządzenie, jako takie, dostajemy w dosyć solidnymi „wielopiętrowym”, rozkładanym, kartonowym opakowaniu… robi to dobre wrażenie. Poniższe skriny może nie oddają całości, ale wystarczy porównać urządzenie z objętością pudełka i wszystko będzie jasne.

Urządzenie samo w sobie wygląda tak jak na poniższych obrazkach. Może i trudno nazwać je przesadnie eleganckim, ale obciachowe absolutnie nie jest. Co prawda Intel ma bardziej „drapieżne” kształty, jednak ja nie nabywałem urządzenia by napawać się jego… ekhem… drapieżnym wyglądem 😛

A co do proporcji i rzeczywistej wielkości to sprawa ma się tak (sporawy skórkojad… c’nie?)…

Zdjęcia tego nie oddają, ale urządzenie wygląda na solidne i tak samo może być odbierane przez dotyk. Jest sztywne, twarde, nic nie trzeszczy, nic się nie wygina a przy tym jest zaskakująco lekkie – optycznie wygląda na dużo cięższe. Podobnie jest z akcesoriami – też są przyzwoitej jakości.

Wraz z urządzeniem dostajemy komplet niezbędnych dodatków…

Tak w formie sprzętu:

Przewód do zasilania microUSB-USB oraz ładowarka z gniazdem USB (5.2V / 2A) i kawałek kabla HDMI.

Jak i w formie papierologii stosowanej w postaci:

Dyrektywy w sprawie urządzeń radiowych i końcowych urządzeń telekomunikacyjnych oraz wzajemnego uznawania ich zgodności. (Brrrrr)
Podręcznika na temat bezpieczeństwa, gwarancji i konfiguracji idea centre stick 300 – czyli złożonej na 12 razy kartki formatu A3 gdzie po jednej stronie jest nic nie wnoszący i tak samo nic nie mówiący tekst po Polsku, z drugiej strony ten sam tyle, że po Angielsku. Opis samego urządzenia zajmuje ok. 10% każdej ze stron i ogranicza się do opisania dziurek i guzików na urządzeniu. Reszta to zasady „ograniczonej gwarancji”, regulaminy maści wszelakiej i uprawnienia nabywcy.
Inny „manual” tego urządzenia nie istnieje (albo go nie umiałem znaleźć) – nawet na stronie Manualowl.com innego nie ma.
Oba załączone dokumenty są moim zdaniem ewidentnym marnotrawstwem papieru – dla użytkownika tzw. końcowego, czyli dla nas, są najzwyczajniej bezużyteczne. Chyba, że ktoś ma chęć zapoznać się ze sryliardem różnorakich przepisów…
I to tyle w kwestii gadżetów.

3. Jak to śmiga

Odpowiedzieć można krótko – wybornie. Oczywiście jest to opinia po finalnym osadzeniu na urządzeniu Windowsa 10 – jednak myślę, że chyba właśnie o to chodzi. Dla ciekawskich dodam, że czysta 10-tka pozostawia do naszej dyspozycji prawie 20GB (19,7) z 27,9GB dostępnego miejsca na nośniku masowym – niezły wynik. 🙂

4. Gdyby nie…

Gdyby nie… tylko jedno złącze USB zapewne uznałbym to urządzenie za idealne. No niestety. Tutaj do dyspozycji mamy tylko jedno pełnowymiarowe gniazdo USB 2.0 – całe szczęście, że pełnowymiarowe bo nie trzeba jakichś dodatkowych przejściówek stosować. A jako, że jest ono tylko jedno to będziemy musieli je współdzielić pomiędzy kilka potencjalnych urządzeń. Manipulatory maści wszelkiej nie są tutaj największym problemem, można użyć takich na Bluetooth jak ktoś ma – chyba, że nie ma, to ma problem. 😉
Gwoli sprawiedliwości trzeba tutaj zauważyć, że gros urządzeń mobilnych dysponuje tylko jednym użytecznym złączem USB a do tego bardzo często w formacie micro.

W tym miejscu dodam, że w d… hrrr… głębokim poważaniu mam fakt, że jest to standard 2.0. Nie mam zamiaru rozpuszczać się żalami, że nie jest to 3.0… A na cholerę komu 3.0 w takim urządzeniu? No, ale są tacy dla których taki fakt całkowicie eliminuje urządzenie z użytku.

Cóż… pozostaje sobie nabyć jakiś niewielki hub USB (ja takowy mam, jeszcze w spadku po androidowym donglu).

Aha… jeszcze jedna uwaga. Do zasilania urządzenia służy tylko port microUSB a do danych USB – ich funkcje nie są niestety wymienne. A szkoda, bo miło by było zasilać sobie Stick’a przez aktywny hub USB (tak mogłem robić ze swoim przedwiecznym androidowym iMito) – mniej kabli, mniej wtyczek…
Więcej grzechów… itepe, itede…

5. Spostrzeżeń kilka

Warto przypomnieć, że nasze urządzenie to praktycznie brat-bliźniak intelowego stick’a Intel® Compute Stick STCK1A32WFC. Oba urządzenia zawierają takie same bebechy a różnice pomiędzy nimi zamykają się w kształcie obudowy i oprogramowaniu UEFI.

Nie bez racji będzie tutaj wspomnieć, że istnieje jeszcze „trzeci bliźniak”. Co prawda jest to inny typ urządzenia bo tablet, jednak po analizie specyfikacji sprzętowej na pierwszy rzut oka widać, że i on ma bardzo wiele wspólnego z wcześniej wymienionymi urządzeniami. Owym „zagubionym bliźniakiem” jest tablet Colorovo CityTab Supreme 10″ – dokładnie taki, jaki posiadam :). Dodam również, że jego obecność w moim mobilnym portfolio bardzo się przydała w tej konkretnej sprawie – będzie o tym pod sam koniec tekstu.

Wracając do „adremu”… Jak na bliźniaków przystało, oba powyższe urządzenia (bo trzecie wspomniane już nie) borykają się z tym samym problemem. Owym problemem jest… Windows 10.

I właśnie o tym problemie porozmawiamy… Jak psychoterapeuta z pacjentem… na kozetce… 😉

6. Źródło problemów… i jak to naprawić

Jak widać w specyfikacji urządzenia, działa ono pod kontrolą systemu Windows 8.1 with Bing. Jeśli komuś on wystarcza to dalsza część tekstu zapewne go zanudzi.
Mnie, oczywiście, ów system nie wystarczał. Zbyt długo już używam Windows 10 by nieco „dziwna” obsługa 8-mki była czymś o czym teraz marzę. Dlatego też idąc za sugestiami producenta który twierdzi, że urządzenie jest „Windows 10 Ready” postanowiłem ową 10-tkę na Stick’u ustanowić.

Tutaj zaczyna się tytułowa „historia zagmatwana”.
Zagmatwana ta historia będzie podwójnie. Pierwszy powód to sama procedura wymiany systemu. Sprawą drugą jest tok opowiadania, który oczywiście będzie chronologiczny co do popełnianych czynności, jednak całkowicie asynchroniczny z tym co robiłem osobiście. Wszystkie moje działania były oparte o tzw. permanentny eksperyment, którego wynik rzutował na działania następne. Dlatego też duża część czynności, które powinny zostać wykonane wcześniej spadły siłą rzeczy na miejsca dalsze. Z tego powodu w tekście zawrę sporo domysłów i sugestii do osobistego przeeksperymentowania niektórych kroków, których wykonanie w odpowiednim czasie może mocno uprościć całą procedurę. Moje opowiadanie będzie kompilacją doświadczeń wynikłych z całego procesu zmiany systemu – ułożonych oczywiście w prawidłowej kolejności.

Historię zacznę od stwierdzenia: Urządzenia nie da się zaktualizować ot, tak sobie. Ani Windows Update ani inne metody nie zaktualizują systemu na urządzeniu takim jakie jest (czyli na wyjętym z pudełka i podłączonym do TV) – tutaj będziemy mieli permanentny błąd aktualizacji już przy pierwszym restarcie urządzenia i przywrócenie systemu wcześniejszego.
Ten błąd był moją zmorą przez prawie dwa dni. Choć uczciwie muszę przyznać, że na aktualizację rzuciłem się jak szczerbaty na suchary, bez żadnego zaplecza mentalnego i wcześniejszego przygotowania. W tym przypadku był to duuuży i brzemienny w skutki błąd – mój błąd (Jestem Błąd, Dżejms Błąd.).
Dopiero po jakimś czasie zabrałem się za wertowanie materiałów w Internecie i na stronie answers.microsoft.com znalazłem wątek traktujący dokładnie o moim problemie. Znaczy… problem był generalny, ale też i mój.
Niestety… Jak wiadomo urządzenia elektroniczne są bardzo chimeryczne i często lubią „strzelać focha” na dokładnie wszystko. Z tego prawdopodobnie powodu rozwiązania zapodane w wątku też nie zadziałały tak jakbym sobie tego życzył… co więcej, któryś z kolejnych błędów aktualizacji spowodował prawie całkowite wyczyszczenie pamięci urządzenia – inaczej mówiąc, wszystkie partycje poszły w kosmos… System i tak miałem stawiać „na czysto”, jednak miało to nastąpić dopiero po jego aktualizacji – kwestia aktywacji 10-tki.
Teraz… znaczy, wtedy… zostałem postawiony przed faktem dokonanym i jedyną możliwą drogą na instalację systemu – tyle, że straciłem W8.1 i tym samym możliwość automatycznej aktywacji 10-tki. No cóż… czeka mnie teraz dodatkowo kontakt z supportem Microsoftu.

Sugeruję jednak nie przestraszać się tym zdarzeniem. Wynikło ono głównie z mojej winy zaniechania i lenistwa.

Do sprawy…

Na samym początku sugeruję… a wręcz zmuszam by zaktualizować UEFI urządzenia. Stick na pokładzie ma oryginalnie wersję UEFI O27KT04A, która jak się później przekonałem nadawała się wręcz do niczego.

Najnowsza wersja UEFI to O27KT10A (z 16.03.2016 – czyli całkowita świeżynka) i można ją pobrać ze strony supportu Lenovo: O27KT10AUS (link bezpośredni do pliku).

Ta wersja UEFI nie była dostępna w czasie kiedy rozgrywały się żądze opisane w zalinkowanym wątku do answers. Do dzisiaj nie ma w tym wątku informacji o niej – dyskusja kończy się w lutym. Tym samym nie wiadomo jak to w praktyce wygląda.
Istnieje jednak duża szansa, że po aktualizacji UEFI zapodanie nowego systemu stanie się łatwiejsze. To jest oczywiście tylko domysł. Ja UEFI zaktualizowałem dopiero po „awarii” i uporaniu się z instalacją pierwszej wersji systemu. Tak, dobrze widać: „pierwszej wersji systemu”. Zaraz wszystko będzie jaśniejsze – obiecuję. 🙂

Gdy już mamy nowe UEFI, możemy spróbować zaktualizować system operacyjny. Tutaj sugerowałbym uśmiechnięcie się do Windows Update – pobierze on najnowszy build 10-tki (10586). Ważne to jest o tyle, że właśnie on spowodował całą tą drakę z pozorną niekompatybilnością. Niestety, tego nie dane mi było sprawdzić acz szansa na powodzenie aktualizacji jest spora (nowsze UEFI).
Jeśli system się zaktualizuje to jesteśmy w domu i pozostaje tylko ruszyć z czystą instalacją.
Jeżeli jednak Stick uparcie odmawia współpracy w kwestii aktualizacji musimy do tego podejść nieco inaczej.

Z wcześniej zalinkowanego wątku wynika, że w przypadku „standardowych błędów” do aktualizacji należy posłużyć się starszym buildem z gałęzi TH_1 – 10240. Generalnie chodzi tutaj o jakikolwiek build starszy niż edycja 1511. Jednak build 10240 jest najłatwiej dostępny i ten polecam. Można go uzyskać za pomocą „starej” wersji narzędzia Media Creation Tool:

MCT dla maszyn x86
MCT dla maszyn x64

Sugeruję póki co nie tworzyć nośników bootujących a aktualizować bezpośrednio za pomocą programu.
Tego kroku również nie miałem szczęścia sprawdzić przy zaktualizowanym UEFI… jednak…
Są przesłanki by sądzić, że nowsze UEFI pozwoli na w miarę bezproblemową aktualizację tym buildem. Taki manewr udawał się wielu osobom również na oryginalnej wersji UEFI, jednak użyteczność tak zaktualizowanego systemu pozostawiała wiele do życzenia. Niektórzy aktualizowali UEFI do niepublikowanej beta-wersji O27KT07A… ponoć też to pomagało.
Niemniej sugeruję by próbować aktualizacji systemu – głównym celem jest tutaj aktywacja 10-tki na naszym urządzeniu.

Podsumowując tą część…
Jako, że już na wstępnym etapie pozbawiłem się możliwości aktualizacji systemu stając przed jedyną możliwością zapodania 10-tki – „czysta instalacja”, to:
– Nie wiem czy nowa wersja UEFI ułatwi aktualizację systemu
– Nie wiem czy nowa wersja UEFI umożliwi bezpośrednią aktualizację systemu do najnowszego buildu 10-tki
– Nie wiem co nastąpi i jaki będzie miało przebieg…

W tym miejscu muszę założyć, że aktualizacja 8-ki do 10-ki jakoś-tam komuś się udała.
Nawet jeśli nie udała się, ale nadal chcemy mieć na Stick’u 10-tkę a jednocześnie nie mierzi nas kontakt z microsoftowym supportem w celu re-aktywacji Windowsa… to zapraszam do dalszej części moich wywodów.

Za poniższą część biorę już całkowitą odpowiedzialność – osobiście przeszedłem (i to ze 4 razy) 🙂

Dodam tylko, że do naszych celów przydałaby się jakaś mysz i klawiatura – tyle, że nie BT bo to medium nie działa w środowisku instalatora Windows.

Tym razem tworzymy nośnik bootowalny za pomocą narzędzia MCT – oczywiście tego „starego” bo potrzebujemy starszy build.
Ja takowy utworzyłem na pendrajwie z wcześniej wygenerowanego pliku ISO, Rufus’em. Wszystko jest proste, łatwe i przyjemne. Należy tylko pamiętać o jednej rzeczy podczas tworzenia nośnika bootowalnego – ustawienia pewnych opcji.
Poniżej okno Rufus‚a z zaznaczonymi opcjami – one mają być takie jak na obrazku, inaczej Stick nie będzie widział naszego pendrajwa…

Pendrajw zasadzamy naszemu „Stick’u” w USB i włączamy urządzenie klepiąc jednocześnie klawisz F12 na wcześniej podłączonej klawiaturze – tym sposobem dostaniemy się do BOOT MENU urządzenia. Startujemy z pendrajwa.
Procesu instalacji nie będę opisywał, bo i po co – to standard. Tylko żeby niedomówień nie było… Według mnie, „instalacja na czysto” to instalacja na czysto – ergo, wiąże się z usunięciem wszelkich partycji na pamięci masowej. No! Żeby jakichś wątpliwości nie było. 🙂

Jedyna i nader ważna rzecz o której wspomnę – sugeruję chwilę przed pierwszym restartem urządzenia, np. podczas odliczania do restartu, odłączyć pendrajwa od urządzenia. Z moich obserwacji wynika, że Stick często potrafi się zaciąć podczas restartu z zaaplikowanym pendrajwem co skutkuje praktycznym brakiem restartu (czarny ekran i już).
Urządzenie od pierwszego restartu poradzi sobie bez naszego nośnika – więc spoko.

Warto również zwrócić uwagę na sama końcówkę instalacji systemu – tak, to będzie takie jakie będzie, czyli oporne i toporne – brak sterowników karty graficznej. Jednak wszystkie komponenty potrzebne do prekonfiguracji systemu będą działać (np. WiFi i ewentualny dostęp do Internetu).

Kiedy już system w pełni się uruchomi a my zalogujemy, to w try-miga lecimy do menedżera urządzeń i znajdujemy grupę Stacje dysków.
Grupę rozwijamy, na obecnym tam nośniku Kingston’a klikamy prawym klawiszem myszy. Wybieramy Właściwości, klikamy zakładkę Zasady i ODPTASZAMY opcję Włącz buforowanie zapisu na urządzeniu.
Ufff… A po nas tylko potop… Safe!! 🙂
A tak bardziej poważnie…
Z zeznań różnych użytkowników a nawet „pomagaczy” od Microsoftu, wynika, że z jakichś powodów ta właśnie wyłączona przez nas opcja uniemożliwia, bądź bardzo utrudnia aktualizację 10-tki do najnowszego buildu.
Opcja sama w sobie nie jest dla nas jakoś specjalnie użyteczna, może dla posiadaczy zwykłych „talerzowców” ma ona jakieś konkretne znaczenie, ale w przypadku dysków SSD daje ona tyle co kot napłakał. Generalnie nie musimy pamiętać o jej ponownym włączeniu.

OK. System nam niby działa… ale jakieś to-to nijakie jest i toporne…
Wcześniej wspomniałem – brak sterowników. 🙂
Znowu udajemy się do Menedżera urządzeń, ale tym razem rozwijamy grupę Urządzenia systemowe. Nie! Nic innego nas w tej chwili nie interesuje, żadna inna grupa.
W tej grupie da się zauważyć kilka pozycji opatrzonych wykrzyknikami – to są urządzenia, które zostały z jakiegoś powodu błędnie zainicjowane. Będziemy musieli im troszkę pomóc.
Tak więc, klikamy prawym przyciskiem myszy na pierwsze lepsze „zawykrzyknikowane” urządzenie i wybieramy Aktualizuj oprogramowanie sterownika…. Jeśli będziemy mieli szczęście to od razu uaktywni nam się większość jeśli nie wszystkie urządzenia. Jeśli nie będziemy mieli szczęścia – przechodzimy do kolejnego urządzenia – aktualizacja któregoś z nich powinna uaktywnić pozostałe.
Jest to dosyć ważny krok. Bez uaktywnienia urządzeń systemowych nie będziemy w stanie zainstalować jakiegokolwiek intelowego sterownika – a to za chwilę będzie nam niezbędne.

Jeśli mamy już uporządkowaną tę sekcję (nadal ignorujemy inne „nieznane urządzenia”), pobieramy program Intel Driver Update Utility 2.4.0.7 (ze strony Intel’a oczywiście), instalujemy go, uruchamiamy, skanujemy, pobieramy sterowniki i instalujemy je.
Zainstalowanie tej paczki sterowników po pierwsze naprawi nam grafikę a po drugie uwolni od większości „wisielców” w menedżerze urządzeń.

W chwili obecnej, menedżer urządzeń powinien zgłaszać już tylko dwa „nieznane urządzenia”:
ACPI\INT3400
ACPI\INT3401
Są to sterowniki Intel Dynamic Platform and Thermal Framwork, co by to nie znaczyło. Problem z nimi jest taki, że nawet te ze strony Lenovo nie za bardzo chcą działać a intelowe uparcie twierdzą, że takowe cóś na tym sprzęcie nie istnieje… Z tobą Władek to czysta desperacja jak zwykł mawiać Pawlak.
Już nie będę katował sugestiami by owe sterowniki odnaleźć samemu – choć jeśli ktoś chce… 😉
Poniżej link do owych sterowników (mój hosting, Mediafire):

Intel Dynamic Platform and Thermal Framwork

Rozpakować i ręcznie zaktualizować każdy element z osobna – oczywiście wybieramy przeszukiwanie naszego komputera i wskazujemy ten właśnie folder.

Teraz takie pytanie za przysłowiowe 100 punktów… Domyśla się ktoś skąd pochodzą te sterowniki?
Wspominałem „trzeciego bliźniaka”? 😉 No! 😀

O! I właśnie teraz możemy udać się do Windows Update i pozwolić systemowi na godną aktualizację. 🙂

Reszta to już – jak mawiają – pis of kejk. Kolejnej aktualizacji nie chce mi się już opisywać 😉

Powodzenia. 🙂

Reklama